środa, 21 października 2015

Wybierz telefon, który zorganizuje Twoje życie

Właściwie każdy, kto wybiera nowy telefon komórkowy ze względu na zużycie albo uszkodzenie poprzedniego, przez chwilę zastanawia się czy warto kupować nowocześniejsze i w związku z tym zwykle nieco droższe urządzenie. Nie żałują ci, którzy inwestują – szybko mogą przekonać się, że nowoczesny telefon zastępuje wiele urządzeń, bez których wcześniej trudno było wyobrazić sobie życie.
Kalendarz, notatki i przypomnienia
Funkcje zapisywania wydarzeń w kalendarzu albo notatniku posiada większość telefonów komórkowych – niekoniecznie muszą być to aparaty najnowszej generacji. Jednak to właśnie nowszy sprzęt pozwala na skonfigurowanie z kalendarzem elektronicznym prowadzonym za pomocą komputera oraz powiązanym z pocztą elektroniczną i kontem na portalu społecznościowym. Dzięki temu telefon przypomina nawet o tych wydarzeniach, które sami zapominamy zanotować.
Muzyka, zabawa, rozrywka
Muzyczne telefony również nie są nowością – większość ich posiadaczy decyduje się dodatkową inwestycję w głośnik do telefonu, dzięki czemu może stworzyć dobry, jak na warunki domowe, zestaw grający. Najnowsze telefony mogą odtwarzać muzykę pobraną z internetu albo z odpowiednio skonfigurowanego komputera. Jest to idealne rozwiązanie dla tych, którzy cenią sobie mobilność i minimalizm – głośnik do telefonu zajmuje niewiele miejsca, działa bezprzewodowo i świetnie sprawdza się także w plenerze.
Prędkość i funkcjonalność
Na rynek elektroniczny stale wprowadzane są coraz nowsze rozwiązania technologiczne. Wiele z nich nie ma znaczenia w chwili zakupu sprzętu, ale z biegiem czasu okazuje się, że funkcje, które w chwili zakupu wyprzedzały potrzeby,  już po kilku miesiącach są niezbędne, by można było w pełni korzystać ze sprzętu.
Każdy, kto kupuje nowy telefon będzie namawiany na to, by wybrać nowoczesne urządzenie. Warto się nad tym zastanowić i nie tratować zachęt jako próby naciągnięcia – sprzedawca nie ma większego zysku ze sprzedaży nowszego sprzętu, ale klient traci wybierając urządzenia poprzednich generacji.

poniedziałek, 28 września 2015

Helsinki - jedno z tysiąca marzeń


 
https://pixabay.com/pl/port-heisinki-port-rynek-helsinki-219149/
Marzenie o tym, żeby zwiedzić Helsinki pojawiło się w mojej głowie wieki temu – jeszcze kiedy chodziłam do podstawówki tata pokazał mi zdjęcia i opowiadał o Finlandii. Wtedy wydawało mi się jednak, że jest to jakoś bardzo daleko, zupełnie inny i niedostępny świat.
Mijały lata, a ja dorastałam z tymi Helsinkami w tle, lecz bez dokładania większych starań o to, żeby marzenie spełnić. To nawet zabawne, bo w między czasie zdążyłam polecieć do Hiszpanii, zwiedzić Włochy, szaleć w Grecji… Były to jednak wakacyjne wyjazdy, miało być ciepło, słonecznie i beztrosko. Finlandia z pewnością nie kojarzyła się natomiast z miejscem, w którym można wygrzać kości i zamienić bladą skórę  czekoladę.
I nagle, zupełnie bez uprzedzenia albo jakiegokolwiek przygotowania, przyjaciółka powiedziała, że można kupić tanie bilety promowe do Helsinek. Wymyśliła to tak: bierzemy urlop na piątek i poniedziałek, w piątek jedziemy do Gdańska i spędzamy dzień z przyjaciółmi, a późnym wieczorem wsiadamy w Gdyni na prom. Sobota i niedziela w Helsinkach, w poniedziałek z rana powrót do Gdyni i do domu.
Szybko podliczyłam koszty i uznałam, że to co zawsze wydawało mi się jakieś nierealne jest całkiem tanie i „do zrealizowania”.
W planie zmieniłyśmy jedynie dzień wyjazdu – uznałyśmy, że nie ma już sensu płacić za nocleg z niedzieli na poniedziałek, skoro mamy wyruszyć z samego rana i zdecydowałyśmy się na prom w nocy, dzięki temu w poniedziałek spędziłyśmy jeszcze trochę czasu w Trójmieście.
Muszę przyznać, że mocno naładowałam akumulatory, szczególnie że jesień zaczyna dawać się we znaki i pojawiają się głupie humory. Teraz wiem, że sama będę śledzić ceny za bilety promowe w kierunku Skandynawii – można upolować naprawdę fajne oferty, a uwierzcie mi – te kraje na północy to zupełnie inna bajka niż Hiszpania czy inna Grecja.

środa, 13 maja 2015

Wiosenna metamorfoza



Tak to już bywa, że człowiek (a konkretnie kobieta) postanawia wziąć się za siebie wraz z nadejściem pierwszych ciepłych dni. Zimowa oponka, nagromadzona w czasie Świąt i długich wieczorów, zaczyna coraz bardziej przeszkadzać, a zbliżająca się konieczność odsłaniania ciała motywuje do wskoczenia w dres i rozpoczęcia regularnych treningów. Jeśli dodamy do tego zmianę diety i kilka zabiegów upiększających, otrzymamy niezawodny przepis na wiosenną metamorfozę!
 
Chyba najprościej zacząć od ćwiczeń. W sieci możemy znaleźć multum filmów instruktażowych oraz krótszych i dłuższych programów treningowych. Koniec z wymówkami, że nie mamy czasu ani pieniędzy na chodzenie do siłowni – w zupełności wystarczy 30 minut dziennie, mata, hantle i butelka wody. Przy trenowaniu 5-6 razy w tygodniu na pewno już po miesiącu zauważymy pierwsze rezultaty. Jeśli dodamy do tego jeszcze jogging czy basen, to efekty będą jeszcze bardziej spektakularne.

Kolejnym krokiem jest zmiana nawyków żywieniowych. Jako że robi się coraz cieplej, nie potrzebujemy już energii z tłustych potraw, która zapewniała nam ciepło w zimowe dni. Przyszła pora na przestawienie się na zdrowe posiłki – odpowiednie zbilansowanie węglowodanów, białka, tłuszczów i innych składników zapewni nam nie tylko szczuplejszą figurę, ale również zdrowszą cerę czy lepsze samopoczucie. Nie muszę chyba dodawać, że w internecie znajdziemy mnóstwo smacznych, prostych i zdrowych przepisów na śniadanie, obiad, kolację czy podwieczorek.

Na koniec pamiętajmy o naszej urodzie. Wizyta u kosmetyczki nie zrujnuje naszego budżetu, jeśli wybierzemy skuteczne, ale mało inwazyjne zabiegi. W dodatku wiele z nich możemy wykonać same w domu – mikrodermabrazja, peeling enzymatyczny czy masaż bańką chińską to tylko niektóre przykłady. Zmieńmy również rodzaj używanych kosmetyków. Wiosną w zupełności wystarczą nam lekkie kremy BB, kremy z filtrem czy perfumowane balsamy do ciała.

piątek, 17 kwietnia 2015

Jak przechowywać ubrania?



Nic nie sprawia kobiecie większej frajdy niż kupienie czegoś nowego do ubrania. Jednak odkrycie, że stosunkowo nowy sweter jest zmechacony, sukienka straciła fason, a spodnie kolor, skutecznie psuje humor. 


Powszechnie uważa się, że czynnikiem mającym największy wpływ na zużywanie ubrań, poza samym noszeniem, jest pranie. Przy wyborze pralki należy kierować się nie tylko niskim zużyciem prądu i wody, ale też tym, jak pralka obchodzi się z tkaniną. Nie są polecane modele ładowane od góry – mogą zaciągać i mechacić swetry. Duży wybór pralek ładowanych od frontu znajdziemy na: http://www.niezawodnepralki.pl/.
Jednak nawet uprane w najdroższej i najbardziej wypasionej pralce, ubrania nie będą dobrze wyglądały, jeżeli będziemy je niewłaściwie przechowywać. Jedno z największych niebezpieczeństw, czyhających na naszą odzież jest zagracona, przeładowana szafa. Porządek i systematyczność to klucz do zachowania dobrego wyglądu ubrań. Wiadomo, że odkurzamy podłogę i ścieramy kurz z półek - szafę też trzeba od czasu do czasu opróżnić i przeprowadzić generalne porządki, bo wewnątrz też zbiera się kurz.
Ubrania potrzebują trochę przestrzeni i przewiewu, aby zachowały świeżość. Szczęśliwi są posiadacze garderoby – łatwiej im zachować porządek. Jeżeli powierzchnia mieszkania nie pozwala nam wygospodarować takiego pomieszczenia, zatroszczmy się chociaż o przestronną szafę. Pamiętajmy, że nie wszystko może wisieć – np. swetry ze względu na swój ciężar muszą być starannie poskładane i ułożone na półce (niezbyt gęsto, bo stracą puszystość). Na wieszaku staną się workowate i zdeformowane  (podobnie po praniu, lepiej je rozłożyć niż wieszać, bo ciężar wody je wyciągnie). Odwrotnie sprawa wygląda z rzeczami z jedwabiu – te należy wieszać, nie składać. Z kolei jeansy spokojnie mogą leżeć złożone w kostkę.
Bardzo istotne są wieszaki. Muszą być po pierwsze dobrej jakości (najlepiej obszyte materiałem), pod drugie dopasowane do danego elementu garderoby. Do płaszcza czy garnituru wybieramy wieszak szeroki, o wyprofilowanych ramionach, do spódnic – z klipsami, do spodni – specjalny, z wąskimi zaciskami.
Chowając ubrania sezonowe, pakujmy je w worki lub torby foliowe i pamiętajmy, by chować tylko rzeczy czyste. W szafie warto umieścić skropione perfumami chusteczki oraz saszetki odstraszające mole o zapachu cytryny lub lawendy.

4 rodzaje termometrów – który wybrać?



Od dziecka mieliśmy w szufladzie zwykły termometr rtęciowy – był dokładny, nigdy się nie stłukł, a śmiercionośna rtęć nigdy nic nikomu nie zrobiła :) Jakież było moje zdziwienie, kiedy obejrzałam w telewizji krótki program poświęcony rodzajom termometrów dostępnych w aptekach i sklepach. Okazuje się, że wybór termometru wcale nie jest taki prosty, a poszczególne rodzaje znacznie się od siebie różnią.

Zasadniczo termometry dzielimy na cztery rodzaje (nie licząc sprytnego termometru-smoczka dla maluchów):
1.       Termometr szklany – czyli prawie to samo, co z pewnością posiada jeszcze większość naszych rodziców i dziadków. Tyle że zamiast szkodliwej dla człowieka i środowiska rtęci, w takich termometrach znajdziemy gal lub po prostu alkohol. Termometr szklany jest tani, ale musimy poczekać kilka minut na wynik pomiaru, który nie będzie tak dokładny jak w przypadku nowoczesnych termometrów elektronicznych
2.       Termometr paskowy – tego rodzaju termometr był znany już w czasach PRL-u; wystarczy przyłożyć go do czoła i poczekać kilka sekund na wyświetlenie wyniku na podziałce. Jednak skala błędu wynosi ok.0,5 stopnia, dlatego używa się go raczej do określenia przybliżonej temperatury ciała
3.       Termometr elektroniczny – obecnie jest najczęściej używanym termometrem; specjalna sonda z wbudowanym czujnikiem zapewnia dokładny pomiar, który pokazuje się na elektronicznym wyświetlaczu. Jest zasilany na baterie, co z może trochę uprzykrzać nam życie – jeśli zapomnimy ich wymienić, możemy otrzymać niedokładny wynik. Z drugiej strony, większość modeli posiada dodatkowe funkcje, ułatwiające obsługę i odczyty temperatury
4.       Termometr na podczerwień – jest bardzo dokładny, a wynik poznajemy już po 1-3 sekundach; na rynku dostępnych jest wiele modeli, w tym także te bezdotykowe – świetnie sprawdzają się w przypadku małych i niecierpliwych dzieci
Wybór odpowiedniego termometru zależy w głównej mierze od tego, jak często zamierzamy z niego korzystać oraz dla kogo ma być przeznaczony – jest to szczególnie ważne w przypadku rozbrykanych maluchów.

czwartek, 9 kwietnia 2015

Image-owa rewolucja , czyli co zmienić w swoim wyglądzie na wiosnę?



Co roku wczesną wiosną przeglądam najnowsze kolekcje ubrań, katalogi fryzur i propozycje makijażystów, szukając czegoś dla siebie, czegoś, co zainspiruje mnie do zmian. Bo myśl o zmianie wyglądu pojawia się u mnie regularnie, ale jakoś nigdy nie dochodzi do wielkiej image-owej rewolucji.


Ponieważ tym razem potrzeba metamorfozy wydaje się silniejsza niż zwykle, gorączkowo zaczynam szukać dla siebie jakiegoś punktu zaczepienia – w Internecie, w prasie kobiecej i na ulicach miasta. Jeśli chodzi o styl ubierania, ten mam mniej więcej wypracowany od kilku lat i na pewno nie dojdzie tu do przewrotu – nie zostanę nagle punkówą, chłopczycą albo hipiską. Uczepiłam się więc zmiany fryzury. Od dawna podobają mi się krótko obcięte gwiazdy (np. Kasia Zielińska czy Tatiana Okupnik) – są kobiece i seksowne, mimo (teoretycznie) chłopięcej fryzury. Podekscytowana, już prawie zdecydowałam się na radykalne strzyżenie, kiedy przypomniało mi się, jak wiele czasu zajęło mi zapuszczanie włosów i jak bardzo żałowałam kiedyś ich ścięcia. Szukam zatem dalej.

Może niekoniecznie cięcie, ale jakaś nowa fryzura? Hitem sezonu są podobno warkocze – ale to nie dla mnie, bo mam zbyt cienkie włosy! No to może grzywka? Styliści ogłosili jej triumfalny powrót! Tak, to jest myśl. Pozostaje jeszcze farbowanie. Na czasie jest odcień zwany „brond”, czyli mix przenikającego się blondu i brązu – to chyba coś dla mnie, od dawna planowałam lekkie rozjaśnienie  włosów! Kusi mnie też, żeby pójść o krok dalej i zaszaleć z supermodnymi kolorowymi efektami na włosach (np. różowe albo miedziane pasma).

Dając upust szaleństwu, tej wiosny stawiam na kolorowe buty – mój typ to różowe, ale myślę, że moja kolekcja wzbogaci się jeszcze np. o zielone :) Ponadto postanowiłam odświeżyć swoją kosmetyczkę i uzupełnić ją o błękitne cienie do powiek – najgorętszy makijażowi trend sezonu!

Nowoczesna kuchnia



Wielu moich znajomych postanowiło ostatnio zainwestować we własne cztery kąty, zaciągając kredyt nie tylko na kupno mieszkania, ale i na jego urządzanie. Co to dla mnie oznacza poza kilkoma parapetówkami z rzędu i wpędzaniem się w kompleksy jako wieloletnia wynajmowaczka obcych mieszkań? Rozmyślania nad tym, jak kiedyś urządzę moje lokum!

Jego centralnym punktem z pewnością będzie kuchnia, i to bynajmniej nie dlatego, że jestem mistrzynią patelni czy choć pretendentką do tego zaszczytnego tytułu. Powód jest bardzo prozaiczny – uwielbiam wszelkiego rodzaju gadżety i sprzęt kuchenny. Mogłabym godzinami błądzić po wielkich centrach handlowych w poszukiwaniu właściwych urządzeń i drobiazgów ułatwiających życie (czytaj: gotowanie). Na pierwszy ogień z pewnością poszłaby lodówka. W tej chwili zadowoliłabym się chyba każdą, która nie chodzi jak poniemiecki czołg, ale docelowo na pewno wybiorę coś z tej strony http://www.niezawodnelodowki.pl/do-2500-zl/ - tanie, ładne i funkcjonalne. To ważne, kiedy większość potraw i składników dostaje się od mamy – w końcu gdzieś je trzeba składować :)

Potem przyjdzie pora na wypasioną kuchenkę, koniecznie z piekarnikiem. To jedna z tych rzeczy, których brakuje mi najbardziej w wynajmowanych mieszkaniach. Nie wiem, czy mam takiego pecha, ale przerabiałam już wiele piekarników i jeden był gorszy od drugiego. Chyba że w ogóle go nie było – to dopiero była ambaras! Odpadają wszystkie zapiekanki, pizza, pyszne zapiekane ryby czy 90% ciast! Dlatego piekarnik rzecz święta!

Na koniec zainwestuję w mnóstwo zbędnych gadżetów, bez których radzi sobie ¾ społeczeństwa, ale nie ja. Na pewno przyda mi się blender, wyciskarka do owoców, tysiące specjalnych pojemników i sprytnych nożyków czy obieraczy do każdego owocu i warzywa :) Kto wie, być może dzięki temu nauczę się w końcu jako tako gotować? Bądź co bądź trzeba będzie kiedyś urządzić jakąś parapetówkę, a bez samodzielnie przygotowanych potraw ani rusz!